Izabella
- Kochanie?!
Otworzyłam oczy i ujrzałam nad sobą twarz mamy.
- Długo spałam? - spytałam.
- Około godzinki. Lepiej się czujesz?
- O wiele... - odpowiedziałam. Jednak rzeczywistość była całkowicie inna. Tak naprawdę już za chwilę miałam walnąć z całej siły w podłogę.
- Jesteś głodna? - spytała niczego nie świadoma mama.
- Nie za bardzo, może potem - powiedziałam i poszłam do łazienki.
- Dobrze, zrobię tosty dla Olafa i przy okazji dla ciebie.
- Okey...
Weszłam do łazienki i spojrzałam w lustro. Stałam na przeciwko zwykłej blondynki o oczach czerwonych oczach. Moje oczy były w sumie najbardziej we mnie niezwykłe. Zazwyczaj niebieskie, czasami natomiast czerwone. Lekarze nie za bardzo potrafili to wytłumaczyć, ale ponieważ nie zagrażało to mojemu zdrowiu po pewnym czasie wszystko ucichło. Moje tęczówki coraz rzadziej zmieniały kolor, a ja sama zaczynałam coraz bardziej dojrzewać, więc stwierdzono, że już niedługo całkiem mi to zniknie.
Dzisiaj jednak oczy znów nabrały odcieniu czerwieni, nawet jeszcze mocniejszego niż zwykle. Chwilę po tym jak to zauważyłam, coś zaczęło się dziać. Zabrakło mi powietrza i poczułam, że się topię.
" Uch... A więc przynajmniej nie rozpłaszczę się na kwaśne jabłko. Za to się utopię! Co tu robić? Myśl...my..."
Spróbowałam nabrać powietrze, ale zamiast do niego w moje płuca zaczęła się wdzierać woda. Zaczęłam się krztusić. Całe to niewidzialne przedstawienie trwało może z kilka minut. W końcu poczułam, że umieram. Leżałam tak na podłodze łazienki i czekałam aż to wszystko się skończy.
- Żegnaj świecie... - szepnęłam ostatkiem sił. Po raz ostatni zamknęłam oczy i... I nic się nie stało. Nagle siły mi wróciły jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki.
- Iz, wszystko dobrze? - z kuchni dobiegał głos mamy.
- Tak mamo, już wychodzę - krzyknęłam i szybko załatwiłam wszystko co miałam załatwić w łazience.
- Z ketchupem czy sosem czosnkowym? - spytała moja rodzicielka, gdy tylko usiadłam przy stole.
- Zdecydowanie z czosnkowym - odpowiedziałam i wgryzłam się w tosta. Dopiero teraz uświadomiłam sobie jak dawno nie jadłam.
- Widzę, że czujesz się już lepiej. Kochanie gdzie moja kawa? - spytał mój tata, który właśnie wszedł do kuchni razem z Olafem.
- Stoi na blacie... - odpowiedziała mama, zajęta dogodzeniem mojemu bratu. Trzeba przyznać, że straszny z niego niejadek.
- A gdzie gazeta? - spytał tata, który zdążył już wysypać połowę cukierniczki na podłogę i przy okazji wlać trochę kawy do zlewu.
- Tato!!! - krzyknęłyśmy obie z mamą.
- No co?! - spytał jak zawsze z miną niewiniątka nasz pan architekt.
- Chyba nie będziesz czytał przy obiedzie? - spytała mama.
- No... nie.... - powiedział niepewnie tata.
- I bardzo dobrze, bo już się bałam.
Po chwili wszyscy zaczęli się śmiać, bo tata wylał sobie na koszulę ketchup.
Obiad minął nam w miłej i pogodnej atmosferze. W sumie to nie nazwałbym tostów obiadem, ale zaraz po nich mama podała nam zupę warzywną.
Dzień minął bardzo szybko i nim się spostrzegłam dobiegł końca. Dopiero teraz dotarło do mnie, że przecież ja umierałam. W sumie nie było to nic nadzwyczajnego, bo przecież wiedziałam, że spadam z dość wysoka. Jednak o wiele dziwniejsze było to, że przeżyłam. Kto mnie uratował?
Znałam tylko jeden sposób, aby się o tym przekonać. Wyruszyłam do Krainy Zapomnienia.
Kiedy zasnęłam poczułam, że teraz chyba nie umiałabym żyć bez tego drugiego świata. Stał się częścią mnie, a ja jego częścią. To dziwne, kiedyś go nienawidziłam i może dalej nienawidzę, ale stał się nie odłączna częścią mojego życia. Czymś na wzór jakiegoś ważnego organu ludzkiego , którego się jednocześnie brzydzisz, ale i nie umiesz bez niego żyć.
Pojawiwszy się w Krainie Zapomnienia z początku nie widziałam gdzie się znajduję. Wszystko przed moimi oczami wirowało. Natomiast moje objawy powróciły. Poczułam, że mi słabo, zaczęło mi także brakować tchu.
Otworzyłam oczy i ujrzałam nad sobą twarz mamy.
- Długo spałam? - spytałam.
- Około godzinki. Lepiej się czujesz?
- O wiele... - odpowiedziałam. Jednak rzeczywistość była całkowicie inna. Tak naprawdę już za chwilę miałam walnąć z całej siły w podłogę.
- Jesteś głodna? - spytała niczego nie świadoma mama.
- Nie za bardzo, może potem - powiedziałam i poszłam do łazienki.
- Dobrze, zrobię tosty dla Olafa i przy okazji dla ciebie.
- Okey...
Weszłam do łazienki i spojrzałam w lustro. Stałam na przeciwko zwykłej blondynki o oczach czerwonych oczach. Moje oczy były w sumie najbardziej we mnie niezwykłe. Zazwyczaj niebieskie, czasami natomiast czerwone. Lekarze nie za bardzo potrafili to wytłumaczyć, ale ponieważ nie zagrażało to mojemu zdrowiu po pewnym czasie wszystko ucichło. Moje tęczówki coraz rzadziej zmieniały kolor, a ja sama zaczynałam coraz bardziej dojrzewać, więc stwierdzono, że już niedługo całkiem mi to zniknie.
Dzisiaj jednak oczy znów nabrały odcieniu czerwieni, nawet jeszcze mocniejszego niż zwykle. Chwilę po tym jak to zauważyłam, coś zaczęło się dziać. Zabrakło mi powietrza i poczułam, że się topię.
" Uch... A więc przynajmniej nie rozpłaszczę się na kwaśne jabłko. Za to się utopię! Co tu robić? Myśl...my..."
Spróbowałam nabrać powietrze, ale zamiast do niego w moje płuca zaczęła się wdzierać woda. Zaczęłam się krztusić. Całe to niewidzialne przedstawienie trwało może z kilka minut. W końcu poczułam, że umieram. Leżałam tak na podłodze łazienki i czekałam aż to wszystko się skończy.
- Żegnaj świecie... - szepnęłam ostatkiem sił. Po raz ostatni zamknęłam oczy i... I nic się nie stało. Nagle siły mi wróciły jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki.
- Iz, wszystko dobrze? - z kuchni dobiegał głos mamy.
- Tak mamo, już wychodzę - krzyknęłam i szybko załatwiłam wszystko co miałam załatwić w łazience.
- Z ketchupem czy sosem czosnkowym? - spytała moja rodzicielka, gdy tylko usiadłam przy stole.
- Zdecydowanie z czosnkowym - odpowiedziałam i wgryzłam się w tosta. Dopiero teraz uświadomiłam sobie jak dawno nie jadłam.
- Widzę, że czujesz się już lepiej. Kochanie gdzie moja kawa? - spytał mój tata, który właśnie wszedł do kuchni razem z Olafem.
- Stoi na blacie... - odpowiedziała mama, zajęta dogodzeniem mojemu bratu. Trzeba przyznać, że straszny z niego niejadek.
- A gdzie gazeta? - spytał tata, który zdążył już wysypać połowę cukierniczki na podłogę i przy okazji wlać trochę kawy do zlewu.
- Tato!!! - krzyknęłyśmy obie z mamą.
- No co?! - spytał jak zawsze z miną niewiniątka nasz pan architekt.
- Chyba nie będziesz czytał przy obiedzie? - spytała mama.
- No... nie.... - powiedział niepewnie tata.
- I bardzo dobrze, bo już się bałam.
Po chwili wszyscy zaczęli się śmiać, bo tata wylał sobie na koszulę ketchup.
Obiad minął nam w miłej i pogodnej atmosferze. W sumie to nie nazwałbym tostów obiadem, ale zaraz po nich mama podała nam zupę warzywną.
Dzień minął bardzo szybko i nim się spostrzegłam dobiegł końca. Dopiero teraz dotarło do mnie, że przecież ja umierałam. W sumie nie było to nic nadzwyczajnego, bo przecież wiedziałam, że spadam z dość wysoka. Jednak o wiele dziwniejsze było to, że przeżyłam. Kto mnie uratował?
Znałam tylko jeden sposób, aby się o tym przekonać. Wyruszyłam do Krainy Zapomnienia.
Kiedy zasnęłam poczułam, że teraz chyba nie umiałabym żyć bez tego drugiego świata. Stał się częścią mnie, a ja jego częścią. To dziwne, kiedyś go nienawidziłam i może dalej nienawidzę, ale stał się nie odłączna częścią mojego życia. Czymś na wzór jakiegoś ważnego organu ludzkiego , którego się jednocześnie brzydzisz, ale i nie umiesz bez niego żyć.
Pojawiwszy się w Krainie Zapomnienia z początku nie widziałam gdzie się znajduję. Wszystko przed moimi oczami wirowało. Natomiast moje objawy powróciły. Poczułam, że mi słabo, zaczęło mi także brakować tchu.
- Robert ona się.... - usłyszałam czyiś głos. Reszty niestety nie udało mi się zrozumieć, bo zatkały mi się uszy. Objawy, które teraz miałam wcale nie były mi obce. Zawsze po pobraniach krwi, szczepionkach czy innych spotkaniach z igłą tak właśnie się czułam. Ale teraz chyba raczej nikt mnie nie dźgał, to było coś innego.
- Izabella sly... - usłyszałam czyiś głos. Jednak nie byłam nawet w stanie odpowiedzieć. Próbowałam coś zobaczyć, ale nadal widziałam tylko rozmazane kształty.W końcu opóściłam powieki, bo bardzo mi ciążyły.
- Ha... - ciągle ktoś coś do mnie mówił. Po chwili poczułam coś mokrego na twarzy, co delikatnie ją przetarło.
Znowu jakieś głosy. Teraz jednak już w ogóle nie mogłam ich rozróżnić, ani wychwycić żadnych słów. Leżałam tak dłuższą chwilę, kiedy nagle znów zaczęłam nabierać sił. Odrobina jakiejś leczniczej energii wystarczyła, bym mogła otworzyć oczy. Rozejrzałam się po najbliższym otoczeniu. W koło była woda i ciemność. Tylko jeden maleńki promyczek, oświetlał kładkę, na której płynęłam. Ktoś szczelnie przykrył mnie dwoma kocami, a pod głowę włożył poduszkę.Rozejrzałam się w poszukiwaniu moich wybawicieli i już po chwili ich ujrzałam. Na drugiej takiej samej kładce siedział pies z jakimś chłopakiem.
- Izabella, wszystko dobrze? Jak się czujesz? - szybko się odwróciłam w przeciwnym kierunku. I nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Tuż obok mnie siedział Robert! Patrzył na mnie tymi swoimi wspaniałymi oczami i lekko się uśmiechał. Tak samo jak w dniu naszego pierwszego spotkania.
- Wygląda na to, że jesteśmy kwita... - szepnęłam do nie niego, a on jeszcze bardziej się uśmiechnął.
- Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że żyjesz - powiedział i mnie przytulił. A ja poczułam się najbezpieczniejszą i najszczęśliwszą osobą na świecie.
SUPER ;D
OdpowiedzUsuńNaprawdę dobrze, miło i przyjemnie czyta mi się ,,Dwa Światy"! Każdy nowy rozdział daje odpowiedzi na niektóre pytania, jednak dostarcza o wiele więcej nowych zagadek i tajemnic!
Po pierwsze: bardzo spodobał mi się początek. Izabella na krawędzi życia i śmierci, jej ciało gdzieś w innym wymiarze zalewa zewsząd woda, płuca krzyczą o tlen... a tu nagle mama pyta czy tosty mają być z katchupem czy sosem czosnkowym :D
Po drugie: super wyszło Ci porównanie Krainy Zapomnienia do ludzkiego organu! Teraz rozumiem jaki jest stosunek Izabelli do tego fantastycznego świata.
Życzę dalszego powodzenia i wenki!!! :D
Wooow! Takiej notki to ja dawno nie widziałam!! ;)
OdpowiedzUsuńNo, no widzę, że piszemy dłuższe rozdziały. I tak trzymać!
Co do notki... była super! Może nie było w niej dużo akcji, ale daje dużo do myślenia.
Co się jej dzieje z oczami?? Sama nie wiem, ale sądzę, że ma to coś wspólnego z tym, że jest śpiącą czarodziejką! "-"
No to co tu gadać... A..Izabella ma jak widać bardzo mądrego tatę. ;)
Ciekawe kiedy do akcji wejdzie ten pies Izabelli, co na imię robiłaś konkurs, hę?? Bardzo mnie on interesuje, bo Luna wyszła kapitalnie!!
To co.. weny życzę!!
Świetna notka. Przyznaję nie było w niej jakoś szczególnie dużo akcji ale napisałaś coś o realnym świecie Izabelli. Wreszcie opis jej domu. Ma ciekawą rodzinkę. Czytanie przy stole cóż... mam podobną wadę! ;)
OdpowiedzUsuńCo do Izabelli ciekawią mnie jej oczy! Naprawdę zmieniają kolor? Dziwne. Pewnie ma to związek z drugim światem. W końcu jest śpiąca czarodziejką...
Z mojej strony to już chyba wszystko!
Czekam na następną notke! ;)
Wow... No postarałaś się.
OdpowiedzUsuńZauważyłam dużo powtórzeń i kilka błędów.
Ale ogólnie rozdział bardzo fajny.
Oczy Izabelli...???
No i dałaś nam nowe pytania... *-*
Nurtuje mnie tylko pytanie "Co dalej???"
P.S. Przepraszam, że dawno nie komentowałam rozdziałów. Byłam z nimi na bieżąco, ale nie wiedziałam co napisać. Postaram się to jak najszybciej nadrobić ^-^
Weny życzę
OOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO
OdpowiedzUsuńJak słooooodko <333
Tosty - mmmm
:-D
xxx