sobota, 17 października 2015

Rozdział trzydziesty ,, Czemu akurat teraz? ''

Izabella

 Byłam strasznie zdziwiona. To po to mnie wzywała? Nie było już ważniejszego tematu niż chłopcy?
- Znam go prawie tyle co ty. Dominika sytuacja w jakiej się znajdujemy jest bardzo skomplikowana, nie komplikuj jej jeszcze bardziej...
- A ty możesz ją komplikować?! Całowałaś się ze swoim chłopakiem przy jakiejś setce czarodziei - nastolatków. A teraz zabraniasz mi tylko i wyłącznie zyskania przyjaciela?
- Przyjaciela to ty sobie możesz i mieć gdyby to było możliwe. Ale nie jest. Ty jesteś w nim zakochana... Dobrze uspokójmy się... Skoro chcesz coś o nim wiedzieć to proszę bardzo...
  Powoli zaczęłam jej opowiadać, że jest najlepszym przyjacielem Roberta, że jego ulubioną bronią jest łuk oraz o tym, że jest czarodziejem... I w sumie nic więcej nie wiedziałam.
- Mówiłam ci już, że poznałam go na trochę przed twoim przybyciem.
- Dziękuję ci i tak. Będziesz dzisiaj na piętnastą?
-Tak. To do zobaczenia! - krzyknęłam i nie czekając na odpowiedz wskoczyłam na rower i pojechałam do domu. I chyba nie miałam już dzisiaj ochoty z niego więcej wychodzić...

Dominika

 Bardzo zdziwiło mnie zachowanie Izabelli. Była rozdrażniona i tak szybko pojechała do domu jakby się co najmniej za nią paliło. Czy to moja wina? Może nie powinnam jednak jej pytać o Sebastiana?
 Mimo iż nie dowiedziałam się za wiele sądziłam, że to był dobry pomysł.. Teraz przynajmniej Izabella widziała co do niego czuję.

Sebastian

 Kiedy Dominika nagle zasłabła bardzo się przestraszyłem. Szybko wziąłem ją na ręce i zaniosłem do lecznicy. Po drodze spotkałem Ronalda i poprosiłem by wziął również, i Bestię. W lecznicy było pusto.
 Położyłem bezwładną Dominikę na łóżku i poszedłem po lekarza. Po drodze spotkałem Roberta z Izabellą.
- Co im się stało? - spytałem.
- Nic... Nie bój się one po prostu wróciły do swego świata.
- Aha... a no i flirciarzu gratuluję ci niezłego pokazu.
(Dla tych którzy nie wiedzą jestem również komikiem i poetą.)
- To akurat nie jest śmieszne... - powiedział i delikatnie położył Izabellę na łóżku.
- Tak widzę jakieś się w niej zabujałeś. Ale dlaczego teraz?
W tej chwili do lecznicy wbiegła Agata.
- Cholera! Ja was wszędzie szukam, a wy tutaj? Mamy poważny problem, rozkazy Henr 'emu wydawał sam Balgrog!
- Co?! - krzyknąłem. Jeśli to prawda to już po nas.
- A na dodatek zaatakują jutro rano! - krzyknęła i ku mojemu zaskoczeniu przerzuciła sobie mnie i Roberta przez ramię.
- Co ty robisz do jasnej ciasnej! Puść mnie! - krzyczał Robert kopiąc ją.
- Uspokój się debilu! Nie mamy czasu! - krzyknęła i zabrała nas do sali tortur...

#################################################################################

Nareszcie wróciłam. Musiałam trochę odpocząć od pisania, by wam to wynagrodzić dodaję zakładkę 'Czy wiesz, że ...'. Pewnie się zastanawiacie co to będzie prawda?
 
O to przykład...

Czy wiesz, że w moich prywatnych notkach Izabella była zła? Była główną, bohaterką, ale zupełnie nie panowała nad mocą. Podczas ćwiczeń zniszczyła połowę Krainy Zapomnienia i musiała zostać ukarana...

Właśnie takie krótkie informacje tam będą tam zamieszczane... Dowiecie się np. czegoś o Henrym, Julce, Robercie i jaką ta historia miała na prawdę fabułę...


piątek, 14 sierpnia 2015

Rozdział dwudziesty dziewiąty ,,No i nici z mojego życzenia''

Izabella

- Czemu tak ją potraktowałeś? - spytałam.
  Bardzo cieszyłam się, że odwzajemniał moje uczucie i chciał spędzać ze mną czas, ale to go nie usprawiedliwiało do takiego traktowania siostry.
- Sam nie wiem... chyba naprawdę zachowałem się okropnie - powiedział i przybrał skruszony wyraz twarzy.
- Czy spełnisz każde moje życzenie? - zapytałam patrząc mu w oczy.
Chłopak wyglądał przez chwilę na zaskoczonego tym pytaniem. Po chwili zastanowienia zapytał jednak podejrzliwie.
- Co masz na myśli?
- Nie bój się to nic strasznego. Po prostu chcę rozpocząć swój trening - wytłumaczyłam i uśmiechnęłam się do niego.

Robert

- Naprawdę? To jest twoje życzenie? - zapytałem zdziwiony.
Myślałem, że poprosi mnie na przykład o jakaś przysięgę typu ,,Obiecuję, że zawsze będziemy razem".
- Tak - odpowiedziała krótko.
- No więc miecz już masz... Tak jak i zbroję - zacząłem nieskładnie.
Raczej nie miałem doświadczenia w prowadzeniu treningów dla dziewczyn, a już zupełnie nie dla swojej własnej.
- Tak wiem! Skup się nie mamy czasu! W każdej chwili mogą nas zaatakować Purchawce albo jeszcze gorsze istoty, a ja nie umiem się bronić! - wykrzyczała, przywołując mnie do porządku.
Wiedziałem już, że z nią nie ma przelewek, więc nie będzie też taryfy ulgowej na treningu.

Izabella

 Już po paru minutach zasnęłam, więc za długo się nie pouczyłam.
  Obudziłam się o dziesiątej. Nie jest źle, bo nie szłam do szkoły. Była sobota.
  Czułam się nie najlepiej. Całe to przenoszenie i wracanie mnie wykańczało. Mimo wszystko teraz już nie wyobrażałam sobie innego życia. Dobowo i Kraina Zapomnienia te dwa całkiem różne światy, a jednak tak mi bliskie.
  Pierwszy to rodzina, przyjaciele, szkoła i moje dzieciństwo.
  Natomiast drugi to pierwsza miłość, nowi przyjaciele...
Dominika! Bestia! Dopiero teraz sobie o nich przypomniałam. Co z nimi?
- Bestia! - krzyknęłam, a mój pies wyszedł spod łóżka.

Dominika

 Nie mogłam w to uwierzyć. Tyle rzeczy naraz. Ta historia wydawałaby mi się kiedyś jakimś kiepskim, a na dodatek całkowicie niemożliwym opowiadaniem.
  Ale okazała się prawdą. Związane z tą historią wiadomości w naszym świecie nie zrobiłyby na mnie  wrażenia, ale na żywo przeżywając to na własnej skórze doceniłam to dziwne opowiadanie .
- Od kiedy Izabella pojawia się tutaj? - spytałam kiedy Robert i moja przyjaciółka zniknęli za drzwiami Sali Narad Wojennych.
- Chyba od niedawna... Sam nie wiem - powiedział rozglądając się na boki byle by tylko nie patrzeć mi w oczy.
  Potem chłopak spytał czy nie oprowadzić mnie i Bestii po wiosce.
 Zgodziliśmy się, bo skoro i tak tamci sobie poszli to co mielibyśmy robić?
Spacerowaliśmy około piętnastu minut kiedy nagle poczułam się strasznie zmęczona.
- Poczekaj chwilkę... - powiedziałam do Sebastiana i usiadłam na trawie.
- Wszystko dobrze? - spytał wystraszony, ale ja już go nie słyszałam, bo zasnęłam.

Izabella

 Sprawdziłam czy nikt do mnie nie dzwonił. Miałam jedno nie odebrane połączenie. Dzwoniła Kasia.  Napisałam do niej szybko SMS-a, że pogadamy na Skype.
- Jak się czujesz? - z monitora mojego tabletu patrzyły na mnie bliźniaczki.
- Świetnie! - zapewniłam je z mocą.
- Zobaczymy się dzisiaj? - spytała Basia.
- Pewnie. O której?
- Piętnasta. Będzie też Dominika. Niestety Hania nie przyjdzie, bo ćwiczy na ten durny casting - powiedziała Basia ze złością, a Kasia smutno pokiwała głową.
- Bierzecie w nim udział?
- No coś ty! - krzyknęły razem.
- A ty? - spytała nieśmiało Kasia.
- Ja też nie, ale i tak brak Hanny będzie dotkliwy dla naszej paczki - powiedziałam smutno, a dziewczyny przytaknęły.
- No to do piętnastej. Pa!
- Pa - odpowiedziały, a ja się rozłączyłam.

Dominika

 Około godziny dziesiątej dostałam wiadomość od Izabelli:

Ani słowa o tym wszystkim.

Nie miałam zamiaru nikomu o tym, mówić, ale przecież Izabella o tym nie wiedziała. Szybko zatem odpisałam:

Okey, ale mam warunek. Za godzinę w parku. Musimy pogadać.

Miałam na nadzieję, że to wystarczy.

Izabella

 Szybko zjadłam śniadanie. 
- Tato wychodzę. Za godzinkę wrócę - krzyknęłam i nie czekając na odpowiedz wsiadłam na rower.
Zastanawiałam się o czym jeszcze chce wiedzieć Dominika. Przecież chyba wszystko już jej wytłumaczyłam.
- Hej! - krzyknęła jak gdyby nigdy nic kiedy tylko zsiadłam z roweru.
- Witaj. O czym chciałaś ze mną pogadać? - spytałam.
- Fajny ten twój Robert. Daliście niezły popis na tej waszej naradzie wojennej - powiedziała wygodnie rozsiadając się na ławce.
 Wszystko zaczęło się we mnie gotować. Na początku cieszyłam się, że będę miła towarzyszkę w Krainie Zapomnienia, którą wcześniej znałam, ale teraz zaczynałam żałować, że tak myślałam. Nie chciałam, żeby ktoś stąd wiedział, że mam chłopaka.
- Tak fajny. Ale zostawmy już jego temat i przejdźmy do czegoś ważniejszego - powiedziałam siląc się na spokój.
- Jak tam chcesz... Ale to nie o niego chciałam spytać. Co wiesz o Sebastianie? - zapytała i spojrzała mi w oczy.

##################################################################################

 Przepraszam, że tak długo musieliście czekać. Wybaczcie także, że rozdział jest tak krótki. No i jeżeli jeszcze zdołacie, że znów wyjeżdżam :(


poniedziałek, 27 lipca 2015

Rozdział dwudziesty ósmy ,, Przesłuchanie''

Julia

 Gdy tylko wyszłyśmy z labiryntu pobiegłyśmy do wioski.
  Zaczynało się już ściemniać to fakt, ale ulice były puściusieńkie.
- Narada wojenna? O tej porze? - najwyraźniej razem z Agatą szłyśmy tym samym tokiem myślenia.
- To dziwne, ale możliwe. Może stało się coś naprawdę złego- zaproponowałam, ale wiedziałam, że nie o to chodzi.
  Szybkim tempem ruszyłyśmy do sali, w której odbywały się narady.
  Jednak to co tam zobaczyłam przechodziło moje wszelkie wyobrażenia. Sala była pełna ludzi, a pod sufitem latał sobie sparaliżowany Henry. Natomiast tuż przy kolumnach mój brat całował Izabellę! Nie to niemożliwe!
  Mój brat nigdy nie miał dziewczyny nigdy też o niej nie marzył. A tu nagle ni stąd, ni zowąd całuje najważniejszą, najbardziej wpływową, najsilniejszą i najsławniejszą dziewczynę w Krainie Zapomnienia (ale ma facet wymagania).
  Gdyby Agata mnie nie złapała upadłabym. Dlaczego on mi to robi? Tak się ośmieszyć na oczach tych wszystkich ludzi.
  Na szczęście Robert wreszcie się otrząsnął. Wstał i podał Izabelli dłoń.
  Nagle wszyscy zaczęli klaskać. Oni jednak tylko się uśmiechnęli.
  Po chwili mój brat szepnął dziewczynie coś na ucho i oboje wybiegli z sali bocznymi drzwiami.
- Zostań tutaj, dobrze? - poprosiłam Agatę.
- Jeżeli tego chcesz... Uważaj na siebie. I nie zabijaj ani Roberta, ani tym bardziej jej. Okey?
- Postaram się... - odpowiedziałam i wybiegłam z sali.
  Dopiero po kilku minutach ich znalazłam. Byli na arenie do walk i ćwiczeń. Czasami miejsca tego używano jako rynku lub do organizacji festynów.
  Izabella i Robert siedzieli akurat na ławce przy drugim wejściu i o czymś rozmawiali.
- Witaj bracie - powiedziałam gdy stanęłam przed nimi. Starałam się aby w moim głosie nie słychać było złości, ale trochę mi to nie wyszło.
- Julia! Nareszcie jesteś! - powiedział, wstając z ławeczki.
- No jak widzisz... Nie jesteś, ani trochę zdziwiony lub szczęśliwy, że wróciłam? - zadałam pytanie. Może chociaż trochę za mną tęsknił? W każdym razie nie chciałam już ukrywać, że jestem na niego wściekła.
- Arlena mi powiedziała, że nic ci nie jest, więc przestałem się martwić...
- To wspaniale. Chyba musiało się dużo wydarzyć odkąd cię ostatni raz widziałam...
- No trochę. Julia bardzo się cieszę, że żyjesz, ale czy mogłabyś nas zostawić samych? - spytał bezczelnie mój brat.
- NIE! Już całkiem zapomniałeś, że jestem twoją siostrą? Przecież ona nie będzie w Krainie Zapomnienia wiecznie, znaczy ona to nie wiem, ale ty nie będziesz. W wieku osiemnastu lat stąd znikniesz...
- Właśnie dlatego chce z nią trochę pobyć. Cieszę się, że żyjesz i bardzo cię kocham, ale teraz wolelibyśmy zostać sami.
  Nie mogłam uwierzyć w to co słyszę. Mój brat mnie olał! Ale skoro tak to nic tu po mnie. Jeszcze sobie z nim pogadam, a on pożałuje, że się urodził... Albo raczej odrodził.

Agata

 Wiem, że powinnam jako przyjaciółka pomóc Julii. To był dla niej szok, ale pewnie jej przejdzie. Mam teraz wiele innych ważniejszych spraw na głowie.
  Po pierwsze Henry. Podeszłam do Arleny, która nadal trzymała go w obecnej postaci. Przy tym teraz pomagało jej około siedmiu czarodziejów.
- Witaj Agato. Wiedziałam, że nic wam się nie stało.
- Ochh... Cieszę się, że nad nami czuwałaś...
- Chcesz go przesłuchać? - spytała mając na myśli naszego pseudo przywódcę.
- Jasne! Zawsze lubiłam przesłuchiwać! - odparłam uradowana.
  To akurat była prawda. Czasami fajnie było popatrzeć na tych bandziorów, którym zabierają Moc Wyobraźni. Potem do gry wychodziłam ja.
  Powoli czarodzieje zaczęli się przemieszczać w stronę sali tortur.
  Oczywiście nikt tu nie miał nikogo torturować. Po prostu tak jakby obezwładnić i zadać kilka pytań.
Szybko ruszyłam za nimi.
- Zawsze zastanawiał mnie ten jego płaszcz. On nigdy go nie zdejmował... ciekawe dlaczego? Jest aż tak brzydki? - zapytałam samą siebie.
- Podczas zabrania mocy pewnie się dowiesz - powiedział Piotr jeden z czarodziejów, który stał najbliżej mnie.
  Samo zabranie mocy polegało na użyciu specjalnego błękitnego kamienia o nazwie Aramel, który ją w siebie wsysał.
  Potem moc była oddawana innemu, tyle że nie wrogo nastawionemu żołnierzowi.
  W taki to sposób pozbywaliśmy się  jedynej broni niebezpiecznych magów, nie tracąc przy tym czarodziei.
  Gdy tylko weszliśmy do sali tortur jak ją nazywano, uderzyła nas fala chłodu, nie było tu też zbyt wiele światła. Kamień bowiem mógł być przechowywany tylko w takich warunkach.  
 Czarodzieje zniżyli teraz lot Henr'ego, bo sufit w tym popieszczeniu był bardzo niski.
- Idziemy do sali numer dwadzieścia - powiedziała Arlena.
  Z tego co pamiętałam była to największa i najchłodniejsza sala w całym budynku.
  Gdy dotarliśmy na miejsce jeden z czarodziei upadł. Najwyraźniej Henry już wiedział co chcemy z nim zrobić.
  Po chwili do maga, który leżał na ziemi podbiegł jeden z żołnierzy pilnujących drzwi.
  Jak się okazało była do dziewczyna. Najwyraźniej nic jej się nie stało. Żołnierz pomógł jej wstać i wyprowadził z sali.
  Gdy wychodzili minęła ich jakaś postać.
- Chciałaś zacząć beze mnie? - spytała Erena, gdy koło mnie stanęła.
- Witaj, aczkolwiek dziwi mnie to, że nie cieszysz się z mego przybycia...
- Wybacz tyle się dzieje... Od dawna podejrzewałam, że Henry ma coś na sumieniu. Dlatego też chętnie się czegoś o jego planach dowiem - odpowiedziała.
- Zacznijmy zatem! - zawołała Arlena i podniosła za pomocą swojej mocy ten niezwykły kamień.
  Powoli przybliżyła go do serca Henr'ego. Po chwili kamień rozbłysł błękitnym światłem i zaraz zgasł.
- No i po wszystkim - odparła Erena.
  Zaraz potem Henry spadł na ziemię, co musiało nieźle zaboleć. Ale ten chłopak dopuścił się tylu zbrodni, że chyba nikt nie zwrócił na to większej uwagi.
  Żołnierze powoli podeszli do Henr'ego i go związali.
- Zdejmijcie mu wreszcie ten jego kaptur - rozkazałam.
  Chłopcy, którzy koło niego stali niezwłocznie to uczynili.
  I nagle wszyscy po raz pierwszy ujrzeli twarz tego zdrajcy.
- Ile on ma właściwie lat? - ktoś zapytał.
  Nie mogłam wyjść z szoku. Henry bowiem nie był w wieku żadnego z mieszkańców krainy. Wyglądał inaczej niż my. Miał zmarszczki i wąsy. Tak jakoś doroślej?
- Mam czterdzieści siedem lat - odparł nagle nasz więzień.
- Jak to możliwe? Przecież w wieku osiemnastu każdy z nas stąd znika... - odparła równie zdziwiona Erena.
- Ja nie zniknąłem, bo nie chciałem. Dzięki mojej mocy, którą przed chwilą mi zabraliście sprawiłem, że w swoje osiemnaste urodziny nie zniknąłem.
- Dobra super, a teraz powiedz nam komu służysz? - spytała Arlena. Chyba wiedziała trochę więcej od nas.
- A komu mam niby służyć?
- Nie zgrywaj głupka. Twoje wspomnienia świadczą o tym, że z kimś się dzisiaj spotkałeś.
Henry wybuchnął śmiechem.
- Za nic nie zmusicie mnie do gadania. Arleno skoro jesteś taka mądra to sama sobie to sprawdź.
Nagle dziewczyna zrobiła coś czego się po niej nie spodziewałam. Z całej siły grzmotnęła Henr'ego z pięści w nos.
- Wow! Arlena widzę, że się uczysz - powiedziałam i uniosłam kciuk w górę.
- Byłam już na tylu przesłuchaniach, że w końcu musiałam to zrobić - odpowiedziała najwyraźniej z siebie dumna.
Natomiast Henry nie wyglądał na szczęśliwego. Jego nos na sto procent był złamany.
- I tak... wam ... nic nie... powiem - wydukał próbując zahamować krwawienie.
  Chyba teraz moja kolej. Podniosłam go z ziemi trzymając za koszulę i wymierzyłam porządnego kopniaka w brzuch.
  Chyba każdy chciał go dzisiaj znokautować. Za to, że zabił Roberta i pomagał w spisku przeciwko mieszkańcom krainy. I mimo iż było to bardzo brutalne to raczej nie żałowałam tego co robię.
  Henry padł na podłogę i złapał się za brzuch.
- No...bła ...gam... wystarczy... to Balrog - wydyszał zanim zemdlał, a ja poczułam, że naprawdę nie jest z nami dobrze.


###################################################################################

Mój palec wyzdrowiał, a ja pokonałam lenia. Rozdział dwudziesty ósmy gotowy do oceny ;)

piątek, 17 lipca 2015

Rozdział dwudziesty siódmy ,,Wiele wiadomości, zakładniczka i pocałunek''

Robert

 - Nieźle nam poszło, no nie? - powiedział Sebastian.
- No, to głównie dzięki tobie - odpowiedziałem obchodząc dookoła truchła krokodyli. Miały strasznie twardą skórę i chyba oprócz paszczy nie miały innego słabego punktu.
- To był pomysł Izabelli, nie mój.
- Naprawdę?
- No, tak jakby... Chodźmy już stąd, bo ostatnio jak się ociągaliśmy to ty umarłeś - wyraziła swe obawy Izabella. Dobrze wiedziałem, że aż chce porwać się do biegu i uciec z tego miejsca.
- No... W sumie mamy jeszcze makabrycznie dużo roboty. Twój trening, przygotowanie armii, uzupełnienie danych o poczynaniach Henr'ego...
- Dość! Idziemy! - przerwała mi Izabella i ruszyła w stronę wioski. Po chwili podbiegła do niej również Dominika i jej pies, który najwyraźniej nic z tego wszystkiego nie rozumiał.
- Jestem głodny, masz coś na ząb? - pytał Bestia, a ja uświadomiłem sobie jak bardzo mi burczy w brzuchu.
- Ja chyba też bym coś zjadł... - powiedział Seba.
- I ja - dodałem i ruszyłem za Iz.
- Ciekawe co z Julią? - spytała nagle Luna.
- No właśnie co z moją siostrą?! - krzyknąłem.
- Może sprawdzę za pomocą.... Albo jednak nie... - zaproponowała Izabella, ale szybko z tego zrezygnowała.
- A mogłabyś? - spytałem. Nagle za sprawą pomysłu Śpiącej Czarodziejki wstąpiła we mnie nowa nadzieja.
- Nie mogę... - odpowiedz Izabelli bardzo mnie zdziwiła. Już miałem spytać czemu kiedy dodała. - Kiedy przygwoździły mnie kolce usunęłam ich za mało, a...
- Ale przecież mnie udało ci się uratować, no nie?
- Wolę nie ryzykować... Przecież to przeze mnie te krokodyle nas zaatakowały - nadal wahała się dziewczyna.
- Ona ma chyba rację... - poparł Izabellę Seba.
- Ale to moja siostra! - wydarłem się na mojego najlepszego kumpla.
- I moja pani, ale zrozum oni naprawdę mają rację. - dodała Luna.
- Ochhh... Niech wam będzie. Ale jeśli coś jej się stało?
- Jeżeli będziesz wierzył w to, że nic jej się nie stanie, to tak będzie. A nawet jeśli już to przecież do tego całego 'labiryntu' chyba byś nie wrócił? - powiedziała nagle Dominika, która zaczynała już coraz więcej rozumieć.
- No dobra, chodźmy do wioski... - skapitulowałem.
                     
...

 Kiedy dotarliśmy do wioski od razu skierowaliśmy swe kroki ku sali do narad wojennych.
 Przechodząc koło mieszkańców widziałem, że patrzyli na mnie jak na ducha. A może ja nim byłem na prawdę?
  Nagle przed nami pojawiła się Erena.
  Była to dziewczyna z kruczo-czarnymi włosami i brązowymi oczami. Tak jak zawsze na plecach miała zawieszony łuk i kołczan ze strzałami, a u pasa zwykły, krótki sztylet.
- Robert?! Ty żyjesz?! - krzyknęła dziewczyna i rzuciła mi się na szyję. Szybko jednak mnie puściła i spytała:
- Zarządzić naradę wojenną?
- Jeżeli byś mogła... A i szukaj nas w kantynie. Oczywiście potem ci wszystko opowiem...
- Jasne leć już... A i przepraszam, że się nie przedstawiłam. Nazywam się Erena. I witam w Krainie Zapomnienia - dodała i pobiegła do sali narad wojennych.
- Fajna z niej dziewczyna... - powiedziała Izabella. - Dobrze walczy?
- Najlepiej - odpowiedziałem i poszedłem do kantyny. Kątem oka zobaczyłem jednak, że mina Izabelli zrzedła, a ona sama posmutniała. Czyżby była zazdrosna?
  Nigdy nie czułem nic do Ereny. Po prostu była najlepszą przyjaciółką Julii i tyle. A zresztą ona nigdy nie chciała mieć chłopaka.
  
 ...

 Po zjedzonym posiłku ruszyliśmy do sali narad wojennych.
- Witaj Robert, dzień dobry Izabello i Dominiko, cześć Sebastian. O i jakże mogłam zapomnieć o Lunie i Bestii. Witajcie pieski! - jak spod ziemi wyrosła przed nami Arlena.
- Witaj - powiedziałem, kiedy już reszta się przywitała.
- Skąd znasz moje imię? - spytał Bestia, który najwyraźniej zaczął używać mózgu.
- Jestem... Eee... Czarodziejką - odpowiedziała cicho dziewczyna.
- Nie pytajcie ją o zbyt wiele. Jest strasznie nieśmiała - wyjaśniła za mnie Luna.
- Wydaje mi się, czy chcesz mi coś powiedzieć? - spytałem, bo w innym wypadku Arlena już dawno by stąd poszła.
 Dziewczyna nachyliła mi się do ucha i wyszeptała:
- Wiedziałam, że nie umarłeś.
Wiesz, że do wioski niedługo  przybędzie twoja siostra i Agata?  Wyczułam to.
- Dziękuję, że mi o tym powiedziałaś. Dzięki tobie nie muszę się już zamartwiać.

...

 Postanowiliśmy, żeby nie wchodzić do sali póki Henry nie zasiądzie na  swym miejscu. Woleliśmy zrobić mu małą, nieprzyjemną niespodziankę. 
 Nikt jednak nie mógł go znaleźć. Dopiero po kilkudziesięciu minutach nasz pseudo przywódca wszedł do sali.
- Przepraszam za spóźnienie, byłem na przejażdżce konnej - tłumaczył się Henry. - Możemy zacząć spotkanie. Ale najpierw mam pytanie: Kto wydał rozkaz, by zarządzić kolejną już dzisiaj naradę wojenną?
- Ja - powiedziałem i wyszedłem zza kolumny za którą wcześniej się ukryłem.
  Po sali przebiegł szmer. Mimo iż wile osób mnie widziało i pewnie opowiedziało innym o mym cudownym zmartwychwstaniu, to jednak nie wszyscy w nie wierzyli.
- Robert?! Witaj w domu! Jak to się stało, że żyjesz?
- Prosił bym raczej byś wytłumaczył wszystkim jak umarłem - powiedziałem.
- Zostałeś zabity przez Purchawców! A niby jak inaczej?
- Przez ciebie! - krzyknęłam i zacząłem opowiadać  ludziom w sali całą historię.
 Kiedy skończyłem wszyscy wstali z miejsc i zaczęli się zbliżać do Henr'ego.
- A macie na to jakieś dowody? - spytał nadal nie tracąc spokoju nasz 'przywódca'.
- Ja mam... - zza kolejnej kolumny wyszła Izabella. Mimo iż według planu miała kategoryczny zakaz wychylenia nawet małego palca.
- Wracaj! - krzyknął Seba, który stał tuż obok niej.
- Nie...
- A, więc proszę mów - powiedział widocznie zadowolony  Henry.
- No więc sama go wskrzesiłam. Rozmawiałam nawet z Dalią.
- Dalią? Strażniczką dusz? A więc to musi być Śpiąca Czarodziejka... - szeptali wszyscy zebrani w sali.
- Łżesz! - wrzasnął Henry i wycelował palcem w Izabellę.
- Ona nie kłamie - powiedziała Arlena.
  Wtedy Henry wzniósł się w powietrze i wylądował tuż obok Śpiącej Czarodziejki. Po chwili wyjął nóż i podłożył jej go do gardła.
- Nie ruszać się albo ona zginie! - krzyknął.
- Nie zginę. Mam barierę ochronną - powiedziała spokojnie Izabella.
  Henry pochylił się nagle do przodu  i coś jej wyszeptał do ucha.
  Z tego co widziałem dziewczyna bardzo pobladła.
  Zupełnie nie wiedziałem co robić. A jeśli on ją zabije?
  Nagle zobaczyłem, że Arlena coś kombinuje.
  Po chwili Henry wzniósł się w powietrze i nagle skamieniał. Szybko pobiegłem do Izabelli.
- Nic ci nie jest?
- Nic...
- Dlaczego się nie posłuchałaś?
- Bo chciałam ci pomóc i udowodnić, że jestem kimś ważnym.
- Naprawdę rozmawiałaś z Dalią?
- Tak, czułam się winna twojej śmierci. I w ogóle bardzo mi na tobie zależało.
  Nagle poczułem takie dziwne uczucie. Z całej siły zapragnąłem ją pocałować. I nie czekając aż ta chwila minie... Po prostu to zrobiłem.


####################################################################################

 Nie mogę wytrzymać z tym Bloggerem. Ja się chyba kiedyś zabiję. 
Znalazłam drobny błąd w notce, która jest już od kilku godzin udostępniona, a tu nagle BUUUM!
Nie była zaktualizowana i udostępniłam wersję pierwszą i czyli tą bez poprawek!
Niczym torpeda wskakuję na kompa i proszę całe poprawianie i wstawianie poprawek od nowa!

 A co do notki nareszcie jakaś dłuższa! I to jeszcze jak! Juhu! I nareszcie ten cały dowódca ją pocałował. Już myślałam, że nigdy tego nie zrobi. Ale, nie będę już przedłużać... I tak już przeszedłem wszystkie moje dotychczasowe normy XD

wtorek, 14 lipca 2015

Rozdział dwudziesty szósty ,,Wyjście''

Rozdział ten dedykuję Black Rose, Wice Navarro i Arii Romanoff - to dzięki waszym komentarzom i blogom cała blogosfera staje się lepsza, a ja mam motywację i chęci do dalszego pisania ;)


Izabella

 Nadal nie mogłam wyjść z szoku. BESTIA I DOMINIKA TUTAJ?! Całe moje ciało krzyczało: Dlaczego? Za co? W jakim celu? Niestety nie znałam odpowiedzi.
  Sebastian i Robert już wydostali moich najlepszych przyjaciół z wody. Widziałam, że Dominika rozgląda się zszokowana dookoła. Natomiast to co zrobił Bestia przychodziło wszelkie pojęcie.
- Cześć! Gdzie jestem? Ooo ile nowych zapachów! Nienawidzę wody, chociaż pamiętam, że jak byłem szczenięciem to sam wszedłem do stawu przy twoim domu - tu Bestia zwrócił się do mnie. Nagle jednak jego uwagę przykuła Luna. - Ale z ciebie ślicznotka. Jeszcze nigdy nie widziałem cię w okolicy... Hmmm... Jesteś tu nowa?
- Eee... Bestia czyli ty też będziesz od teraz mówił?
- Hej... Piękna ona tak do mnie? - spytał mój pies, który najwyraźniej uznał za niemożliwe to, że ktokolwiek oprócz Luny go rozumie.
- Tak do ciebie baranie! A do kogo? Pasujecie do siebie jak nie wiem... - mruknęła już pod nosem, ale i tak każdy usłyszał.
- Pani? Do mnie? Ona mnie rozumie? Ooo tak! - zawył pies i na mnie skoczył. Pod jego ciężarem upadłam, a on wykorzystał okazję i wylizał całą moją twarz.
- Bestia przestań! - krzyknęłam.
- Ty mnie naprawdę rozumiesz? - spytał, kiedy wreszcie skończył.
- Tak, chociaż nadal w to nie wierzę.
- Jjjuhu! - zawołał pies i zaczął skakać po pokładzie.
- Gdzie ja jestem? I dlaczego ten pies gada? - spytała Dominika.
- Jesteś w Krainie Zapomnienia i jeżeli myślisz, że to sen to się grubo mylisz - powiedział Robert i się do niej uśmiechnął, a poczułam ukłucie zazdrości.  - A pies gada, bo u nas zwierzęta po prostu gadają.
- A czemu tu jestem?
- Tego nie wiemy... Chociaż sami też chętnie byśmy się tego dowiedzieli... - powiedział tak jakoś dziwnie Seba.
- O Izabella! - Dominika wstała i chwiejnym krokiem podeszła do mnie. Uśmiechając się uścisnęłam przyjaciółkę. Mimo wszystko jednak bardzo się bałam. Ze swoją śmiercią jeszcze mogłabym się pogodzić, ale z Dominiki albo Bestii byłoby o wiele ciężej.
  Po chwili wszyscy zaczęliśmy wyjaśniać wszystko mojej najlepszej przyjaciółce i psu.
 Widziałam, że dziewczyna nie wszystko rozumie, ale podczas naszej opowieści nie odezwała się ani słowem. Co do Bestii to natomiast przez cały czas patrzył on to na mnie to na Lunę. Zdecydowanie nic go to nie interesowało. Jak również zauważyłam suczka Roberta patrzyła na niego z odrazą.
- Czyli ty umiesz czarować, tak?
- No właśnie! Iz, proszę wydostań nas stąd.
'Powiedział do mnie Iz i jeszcze na dodatek poprosił, a nie rozkazał'- myślałam. No dobra, ale mam zadanie. Szybko wypowiedziałam słowa, które wcześniej podyktował mi Robert.
 W jednej chwili wszyscy świeciliśmy, a następnie znaleźliśmy się po za labiryntem.
 Nie wiem dlaczego, ale pojawiliśmy się właśnie na tej polanie, na której poznałam Roberta. Teraz natomiast mogłam się jej bliżej przyjrzeć. Las był świerkowy choć gdzie nie gdzie można było się dopatrzeć dębów i brzóz, a na łące, na której staliśmy były pospolite kwiaty łąkowe, takie jak stokrotki, maki, chabry i jaskry. W sumie nic się nie zmieniło oprócz tego, że nie było tu już trupów Purchawców. Było natomiast co innego. Tuż obok stały trzy krokodyle.
- Ojejku... Chyba muszę poćwiczyć tą moją moc... - powiedziałam przerażona.
- Same z tobą problemy. Ale trzeba przyznać silna to ty jesteś - powiedziała Luna.
- Ale jestem zmęczona... - szepnęłam. Dopiero teraz poczułam jak bardzo jestem zmęczona .
- Nie martw się, to normalne, każdy czarodziej tak ma jak używa Mocy Wyobraźni - poinformował mnie Seba.
- Aha,  później mi opowiesz. Teraz to my mamy na karku zgraję krokodyli.
- Sam z Sebą i  Luną ich nie pokonam... Będziecie musiały nam pomóc - powiedział Robert, który był już przygotowany do walki.
- Aha, no dobra... A nie uważasz, że to trochę niebezpieczne? Ale no dobra - w sumie to zgodziłam się tylko po to by Luna się ze mnie nie wyśmiewała. Potem miałaby kolejny pretekst, by po mnie jechać i wyzywać.
- A ja? - spytała Dominika.
- Wolałabym żeby nic ci się nie stało, więc lepiej trzymaj się z boku - powiedziałam, a w tej samej chwili Robert krzyknął:
- Uwaga! Atakują!
 Zaczęło się istne piekło. Krokodyle mimo iż były duże i ciężkie, wcale się tak nie zachowywały. Były szybkie i sprytne.
 Ja i Sebastian zasłanialiśmy Dominikę i Bestię własnymi ciałami.
 Na początku szło nam nieźle. Broniliśmy się i zadawaliśmy celne ciosy. Jednak krokodyl musiał już poznać nasz styl walki i wykorzystał go przeciwko nam. 
  Ja sama próbowałam wbić z całej siły miecz w jego ciało. Stwór natomiast to wykorzystał i w chwili gdy miałam kolejny raz uderzyć go w to samo miejsce, po prostu się odsunął. Z całej siły padłam do przodu i wpiłam miecz w ziemię. Niestety nie było czasu go wyciągnąć, więc zostałam tak jakby bez broni. 
 Nie miałam pojęcia co robić. Mogłam się tylko odsunąć na czworakach i ukryć, a Seba w tym czasie strzelał do krokodyla z łuku. Strzały jednak nie czyniły mu żadnej szkody. 
 Po chwili jednak wpadłam na pomysł. Bardzo ryzykowny i niebezpieczny, ale i tak nie mieliśmy nic do stracenia. Pokazałam dłonią Sebastianowi, by przestał strzelać. Widziałam, że się o mnie boi, ale posłuchał. Teraz musiałam tylko poczekać na dobry moment. Krokodyl coraz bardziej się zbliżał. Był coraz bliżej i nagle się odezwał.
- Widzę, że wielka Śpiąca Czarodziejka, o której tyle się słyszy pogodziła się już z myślą o śmierci. I słusznie, bo istoty z mojego rodu bardzo trudno pokonać... - mówiąc to krokodyl co raz bardziej się do mnie zbliżał. Widziałam, że Sebastian już nie może się powstrzymać od strzału, ale ja musiałam czekać na odpowiedni moment. I po chwili wreszcie się go doczekałam. Stwór otworzył paszczę i właśnie miał na mnie skoczyć...
- Teraz! - krzyknęłam i odchyliłam się do tyłu, by osłonić się, gdyby chłopak nie wycelował w paszczę krokodyla, a ten nadal pragnął mej śmierci. Sebastian jednak trafił perfekcyjnie i po paru sekundach bestia zdechła. Oboje szybko pobiegliśmy do Roberta i Luny. Kątem oka uchwyciłam jeszcze, że Dominika i Bestia ukryli się w lesie. To dobrze, bo raczej nic im tam nie zagrażało.
 Po chwili okazało się, że kolejny krokodyl też nie żyje, a wiec został tylko jeden.
 Luna i Robert ledwo sobie z nim radzili. Pewnie gdyby nie my już by nie żyli.  
 Pomyślałam sobie, że przecież mogłabym użyć Mocy Wyobraźni, ale szybko zrezygnowałam z tego pomysłu, bo przecież to przeze mnie te krokodyle się tu znalazły. Sebastian jednak szybko załatwił sprawę i tak jak ostatnio strzelił bestii w otwarty pysk.
 Dopiero teraz kiedy nic już nam nie zagrażało, dotarło do mnie, że jesteśmy wolni. Ale chyba nie powinnam się z tego powodu cieszyć, bo czekało na mnie starcie z Henrym, armią Purchawców i pewnie innymi jeszcze gorszymi istotami.


                                                                             
##################################################################################

Kiedy pisałam tę notkę stała się rzecz straszna. Niechcący wyłączyłam sobie zasilanie i wszystko szlag trafił. Nawet nie wiecie co przechodziłam. Nie dość, że ukazałaby się o wiele szybciej to jeszcze była o niebo lepsza, ciekawsza i śmieszniejsza. Ale no cóż tak to już jest jak się pisze z głowy. Uszanujcie, więc to, że notka ta nie będzie za specjalna.