Julia
Gdy tylko wyszłyśmy z labiryntu pobiegłyśmy do wioski.
Zaczynało się już ściemniać to fakt, ale ulice były puściusieńkie.
- Narada wojenna? O tej porze? - najwyraźniej razem z Agatą szłyśmy tym samym tokiem myślenia.
- To dziwne, ale możliwe. Może stało się coś naprawdę złego- zaproponowałam, ale wiedziałam, że nie o to chodzi.
Szybkim tempem ruszyłyśmy do sali, w której odbywały się narady.
Jednak to co tam zobaczyłam przechodziło moje wszelkie wyobrażenia. Sala była pełna ludzi, a pod sufitem latał sobie sparaliżowany Henry. Natomiast tuż przy kolumnach mój brat całował Izabellę! Nie to niemożliwe!
Mój brat nigdy nie miał dziewczyny nigdy też o niej nie marzył. A tu nagle ni stąd, ni zowąd całuje najważniejszą, najbardziej wpływową, najsilniejszą i najsławniejszą dziewczynę w Krainie Zapomnienia (ale ma facet wymagania).
Gdyby Agata mnie nie złapała upadłabym. Dlaczego on mi to robi? Tak się ośmieszyć na oczach tych wszystkich ludzi.
Na szczęście Robert wreszcie się otrząsnął. Wstał i podał Izabelli dłoń.
Nagle wszyscy zaczęli klaskać. Oni jednak tylko się uśmiechnęli.
Po chwili mój brat szepnął dziewczynie coś na ucho i oboje wybiegli z sali bocznymi drzwiami.
- Zostań tutaj, dobrze? - poprosiłam Agatę.
- Jeżeli tego chcesz... Uważaj na siebie. I nie zabijaj ani Roberta, ani tym bardziej jej. Okey?
- Postaram się... - odpowiedziałam i wybiegłam z sali.
Dopiero po kilku minutach ich znalazłam. Byli na arenie do walk i ćwiczeń. Czasami miejsca tego używano jako rynku lub do organizacji festynów.
Izabella i Robert siedzieli akurat na ławce przy drugim wejściu i o czymś rozmawiali.
- Witaj bracie - powiedziałam gdy stanęłam przed nimi. Starałam się aby w moim głosie nie słychać było złości, ale trochę mi to nie wyszło.
- Julia! Nareszcie jesteś! - powiedział, wstając z ławeczki.
- No jak widzisz... Nie jesteś, ani trochę zdziwiony lub szczęśliwy, że wróciłam? - zadałam pytanie. Może chociaż trochę za mną tęsknił? W każdym razie nie chciałam już ukrywać, że jestem na niego wściekła.
- Arlena mi powiedziała, że nic ci nie jest, więc przestałem się martwić...
- To wspaniale. Chyba musiało się dużo wydarzyć odkąd cię ostatni raz widziałam...
- No trochę. Julia bardzo się cieszę, że żyjesz, ale czy mogłabyś nas zostawić samych? - spytał bezczelnie mój brat.
- NIE! Już całkiem zapomniałeś, że jestem twoją siostrą? Przecież ona nie będzie w Krainie Zapomnienia wiecznie, znaczy ona to nie wiem, ale ty nie będziesz. W wieku osiemnastu lat stąd znikniesz...
- Właśnie dlatego chce z nią trochę pobyć. Cieszę się, że żyjesz i bardzo cię kocham, ale teraz wolelibyśmy zostać sami.
Nie mogłam uwierzyć w to co słyszę. Mój brat mnie olał! Ale skoro tak to nic tu po mnie. Jeszcze sobie z nim pogadam, a on pożałuje, że się urodził... Albo raczej odrodził.
Zaczynało się już ściemniać to fakt, ale ulice były puściusieńkie.
- Narada wojenna? O tej porze? - najwyraźniej razem z Agatą szłyśmy tym samym tokiem myślenia.
- To dziwne, ale możliwe. Może stało się coś naprawdę złego- zaproponowałam, ale wiedziałam, że nie o to chodzi.
Szybkim tempem ruszyłyśmy do sali, w której odbywały się narady.
Jednak to co tam zobaczyłam przechodziło moje wszelkie wyobrażenia. Sala była pełna ludzi, a pod sufitem latał sobie sparaliżowany Henry. Natomiast tuż przy kolumnach mój brat całował Izabellę! Nie to niemożliwe!
Mój brat nigdy nie miał dziewczyny nigdy też o niej nie marzył. A tu nagle ni stąd, ni zowąd całuje najważniejszą, najbardziej wpływową, najsilniejszą i najsławniejszą dziewczynę w Krainie Zapomnienia (ale ma facet wymagania).
Gdyby Agata mnie nie złapała upadłabym. Dlaczego on mi to robi? Tak się ośmieszyć na oczach tych wszystkich ludzi.
Na szczęście Robert wreszcie się otrząsnął. Wstał i podał Izabelli dłoń.
Nagle wszyscy zaczęli klaskać. Oni jednak tylko się uśmiechnęli.
Po chwili mój brat szepnął dziewczynie coś na ucho i oboje wybiegli z sali bocznymi drzwiami.
- Zostań tutaj, dobrze? - poprosiłam Agatę.
- Jeżeli tego chcesz... Uważaj na siebie. I nie zabijaj ani Roberta, ani tym bardziej jej. Okey?
- Postaram się... - odpowiedziałam i wybiegłam z sali.
Dopiero po kilku minutach ich znalazłam. Byli na arenie do walk i ćwiczeń. Czasami miejsca tego używano jako rynku lub do organizacji festynów.
Izabella i Robert siedzieli akurat na ławce przy drugim wejściu i o czymś rozmawiali.
- Witaj bracie - powiedziałam gdy stanęłam przed nimi. Starałam się aby w moim głosie nie słychać było złości, ale trochę mi to nie wyszło.
- Julia! Nareszcie jesteś! - powiedział, wstając z ławeczki.
- No jak widzisz... Nie jesteś, ani trochę zdziwiony lub szczęśliwy, że wróciłam? - zadałam pytanie. Może chociaż trochę za mną tęsknił? W każdym razie nie chciałam już ukrywać, że jestem na niego wściekła.
- Arlena mi powiedziała, że nic ci nie jest, więc przestałem się martwić...
- To wspaniale. Chyba musiało się dużo wydarzyć odkąd cię ostatni raz widziałam...
- No trochę. Julia bardzo się cieszę, że żyjesz, ale czy mogłabyś nas zostawić samych? - spytał bezczelnie mój brat.
- NIE! Już całkiem zapomniałeś, że jestem twoją siostrą? Przecież ona nie będzie w Krainie Zapomnienia wiecznie, znaczy ona to nie wiem, ale ty nie będziesz. W wieku osiemnastu lat stąd znikniesz...
- Właśnie dlatego chce z nią trochę pobyć. Cieszę się, że żyjesz i bardzo cię kocham, ale teraz wolelibyśmy zostać sami.
Nie mogłam uwierzyć w to co słyszę. Mój brat mnie olał! Ale skoro tak to nic tu po mnie. Jeszcze sobie z nim pogadam, a on pożałuje, że się urodził... Albo raczej odrodził.
Agata
Wiem, że powinnam jako przyjaciółka pomóc Julii. To był dla niej szok, ale pewnie jej przejdzie. Mam teraz wiele innych ważniejszych spraw na głowie.
Po pierwsze Henry. Podeszłam do Arleny, która nadal trzymała go w obecnej postaci. Przy tym teraz pomagało jej około siedmiu czarodziejów.
- Witaj Agato. Wiedziałam, że nic wam się nie stało.
- Ochh... Cieszę się, że nad nami czuwałaś...
- Chcesz go przesłuchać? - spytała mając na myśli naszego pseudo przywódcę.
- Jasne! Zawsze lubiłam przesłuchiwać! - odparłam uradowana.
To akurat była prawda. Czasami fajnie było popatrzeć na tych bandziorów, którym zabierają Moc Wyobraźni. Potem do gry wychodziłam ja.
Powoli czarodzieje zaczęli się przemieszczać w stronę sali tortur.
Oczywiście nikt tu nie miał nikogo torturować. Po prostu tak jakby obezwładnić i zadać kilka pytań.
Szybko ruszyłam za nimi.
- Zawsze zastanawiał mnie ten jego płaszcz. On nigdy go nie zdejmował... ciekawe dlaczego? Jest aż tak brzydki? - zapytałam samą siebie.
- Podczas zabrania mocy pewnie się dowiesz - powiedział Piotr jeden z czarodziejów, który stał najbliżej mnie.
Samo zabranie mocy polegało na użyciu specjalnego błękitnego kamienia o nazwie Aramel, który ją w siebie wsysał.
Potem moc była oddawana innemu, tyle że nie wrogo nastawionemu żołnierzowi.
W taki to sposób pozbywaliśmy się jedynej broni niebezpiecznych magów, nie tracąc przy tym czarodziei.
Gdy tylko weszliśmy do sali tortur jak ją nazywano, uderzyła nas fala chłodu, nie było tu też zbyt wiele światła. Kamień bowiem mógł być przechowywany tylko w takich warunkach.
Po pierwsze Henry. Podeszłam do Arleny, która nadal trzymała go w obecnej postaci. Przy tym teraz pomagało jej około siedmiu czarodziejów.
- Witaj Agato. Wiedziałam, że nic wam się nie stało.
- Ochh... Cieszę się, że nad nami czuwałaś...
- Chcesz go przesłuchać? - spytała mając na myśli naszego pseudo przywódcę.
- Jasne! Zawsze lubiłam przesłuchiwać! - odparłam uradowana.
To akurat była prawda. Czasami fajnie było popatrzeć na tych bandziorów, którym zabierają Moc Wyobraźni. Potem do gry wychodziłam ja.
Powoli czarodzieje zaczęli się przemieszczać w stronę sali tortur.
Oczywiście nikt tu nie miał nikogo torturować. Po prostu tak jakby obezwładnić i zadać kilka pytań.
Szybko ruszyłam za nimi.
- Zawsze zastanawiał mnie ten jego płaszcz. On nigdy go nie zdejmował... ciekawe dlaczego? Jest aż tak brzydki? - zapytałam samą siebie.
- Podczas zabrania mocy pewnie się dowiesz - powiedział Piotr jeden z czarodziejów, który stał najbliżej mnie.
Samo zabranie mocy polegało na użyciu specjalnego błękitnego kamienia o nazwie Aramel, który ją w siebie wsysał.
Potem moc była oddawana innemu, tyle że nie wrogo nastawionemu żołnierzowi.
W taki to sposób pozbywaliśmy się jedynej broni niebezpiecznych magów, nie tracąc przy tym czarodziei.
Gdy tylko weszliśmy do sali tortur jak ją nazywano, uderzyła nas fala chłodu, nie było tu też zbyt wiele światła. Kamień bowiem mógł być przechowywany tylko w takich warunkach.
Czarodzieje zniżyli teraz lot Henr'ego, bo sufit w tym popieszczeniu był bardzo niski.
- Idziemy do sali numer dwadzieścia - powiedziała Arlena.
Z tego co pamiętałam była to największa i najchłodniejsza sala w całym budynku.
Gdy dotarliśmy na miejsce jeden z czarodziei upadł. Najwyraźniej Henry już wiedział co chcemy z nim zrobić.
Po chwili do maga, który leżał na ziemi podbiegł jeden z żołnierzy pilnujących drzwi.
Jak się okazało była do dziewczyna. Najwyraźniej nic jej się nie stało. Żołnierz pomógł jej wstać i wyprowadził z sali.
Gdy wychodzili minęła ich jakaś postać.
- Chciałaś zacząć beze mnie? - spytała Erena, gdy koło mnie stanęła.
- Witaj, aczkolwiek dziwi mnie to, że nie cieszysz się z mego przybycia...
- Wybacz tyle się dzieje... Od dawna podejrzewałam, że Henry ma coś na sumieniu. Dlatego też chętnie się czegoś o jego planach dowiem - odpowiedziała.
- Zacznijmy zatem! - zawołała Arlena i podniosła za pomocą swojej mocy ten niezwykły kamień.
Powoli przybliżyła go do serca Henr'ego. Po chwili kamień rozbłysł błękitnym światłem i zaraz zgasł.
- No i po wszystkim - odparła Erena.
Zaraz potem Henry spadł na ziemię, co musiało nieźle zaboleć. Ale ten chłopak dopuścił się tylu zbrodni, że chyba nikt nie zwrócił na to większej uwagi.
Żołnierze powoli podeszli do Henr'ego i go związali.
- Zdejmijcie mu wreszcie ten jego kaptur - rozkazałam.
Chłopcy, którzy koło niego stali niezwłocznie to uczynili.
I nagle wszyscy po raz pierwszy ujrzeli twarz tego zdrajcy.
- Ile on ma właściwie lat? - ktoś zapytał.
Nie mogłam wyjść z szoku. Henry bowiem nie był w wieku żadnego z mieszkańców krainy. Wyglądał inaczej niż my. Miał zmarszczki i wąsy. Tak jakoś doroślej?
- Mam czterdzieści siedem lat - odparł nagle nasz więzień.
- Jak to możliwe? Przecież w wieku osiemnastu każdy z nas stąd znika... - odparła równie zdziwiona Erena.
- Ja nie zniknąłem, bo nie chciałem. Dzięki mojej mocy, którą przed chwilą mi zabraliście sprawiłem, że w swoje osiemnaste urodziny nie zniknąłem.
- Dobra super, a teraz powiedz nam komu służysz? - spytała Arlena. Chyba wiedziała trochę więcej od nas.
- A komu mam niby służyć?
- Nie zgrywaj głupka. Twoje wspomnienia świadczą o tym, że z kimś się dzisiaj spotkałeś.
Henry wybuchnął śmiechem.
- Za nic nie zmusicie mnie do gadania. Arleno skoro jesteś taka mądra to sama sobie to sprawdź.
Nagle dziewczyna zrobiła coś czego się po niej nie spodziewałam. Z całej siły grzmotnęła Henr'ego z pięści w nos.
- Wow! Arlena widzę, że się uczysz - powiedziałam i uniosłam kciuk w górę.
- Byłam już na tylu przesłuchaniach, że w końcu musiałam to zrobić - odpowiedziała najwyraźniej z siebie dumna.
Natomiast Henry nie wyglądał na szczęśliwego. Jego nos na sto procent był złamany.
- I tak... wam ... nic nie... powiem - wydukał próbując zahamować krwawienie.
Chyba teraz moja kolej. Podniosłam go z ziemi trzymając za koszulę i wymierzyłam porządnego kopniaka w brzuch.
Chyba każdy chciał go dzisiaj znokautować. Za to, że zabił Roberta i pomagał w spisku przeciwko mieszkańcom krainy. I mimo iż było to bardzo brutalne to raczej nie żałowałam tego co robię.
Henry padł na podłogę i złapał się za brzuch.
- No...bła ...gam... wystarczy... to Balrog - wydyszał zanim zemdlał, a ja poczułam, że naprawdę nie jest z nami dobrze.
- Idziemy do sali numer dwadzieścia - powiedziała Arlena.
Z tego co pamiętałam była to największa i najchłodniejsza sala w całym budynku.
Gdy dotarliśmy na miejsce jeden z czarodziei upadł. Najwyraźniej Henry już wiedział co chcemy z nim zrobić.
Po chwili do maga, który leżał na ziemi podbiegł jeden z żołnierzy pilnujących drzwi.
Jak się okazało była do dziewczyna. Najwyraźniej nic jej się nie stało. Żołnierz pomógł jej wstać i wyprowadził z sali.
Gdy wychodzili minęła ich jakaś postać.
- Chciałaś zacząć beze mnie? - spytała Erena, gdy koło mnie stanęła.
- Witaj, aczkolwiek dziwi mnie to, że nie cieszysz się z mego przybycia...
- Wybacz tyle się dzieje... Od dawna podejrzewałam, że Henry ma coś na sumieniu. Dlatego też chętnie się czegoś o jego planach dowiem - odpowiedziała.
- Zacznijmy zatem! - zawołała Arlena i podniosła za pomocą swojej mocy ten niezwykły kamień.
Powoli przybliżyła go do serca Henr'ego. Po chwili kamień rozbłysł błękitnym światłem i zaraz zgasł.
- No i po wszystkim - odparła Erena.
Zaraz potem Henry spadł na ziemię, co musiało nieźle zaboleć. Ale ten chłopak dopuścił się tylu zbrodni, że chyba nikt nie zwrócił na to większej uwagi.
Żołnierze powoli podeszli do Henr'ego i go związali.
- Zdejmijcie mu wreszcie ten jego kaptur - rozkazałam.
Chłopcy, którzy koło niego stali niezwłocznie to uczynili.
I nagle wszyscy po raz pierwszy ujrzeli twarz tego zdrajcy.
- Ile on ma właściwie lat? - ktoś zapytał.
Nie mogłam wyjść z szoku. Henry bowiem nie był w wieku żadnego z mieszkańców krainy. Wyglądał inaczej niż my. Miał zmarszczki i wąsy. Tak jakoś doroślej?
- Mam czterdzieści siedem lat - odparł nagle nasz więzień.
- Jak to możliwe? Przecież w wieku osiemnastu każdy z nas stąd znika... - odparła równie zdziwiona Erena.
- Ja nie zniknąłem, bo nie chciałem. Dzięki mojej mocy, którą przed chwilą mi zabraliście sprawiłem, że w swoje osiemnaste urodziny nie zniknąłem.
- Dobra super, a teraz powiedz nam komu służysz? - spytała Arlena. Chyba wiedziała trochę więcej od nas.
- A komu mam niby służyć?
- Nie zgrywaj głupka. Twoje wspomnienia świadczą o tym, że z kimś się dzisiaj spotkałeś.
Henry wybuchnął śmiechem.
- Za nic nie zmusicie mnie do gadania. Arleno skoro jesteś taka mądra to sama sobie to sprawdź.
Nagle dziewczyna zrobiła coś czego się po niej nie spodziewałam. Z całej siły grzmotnęła Henr'ego z pięści w nos.
- Wow! Arlena widzę, że się uczysz - powiedziałam i uniosłam kciuk w górę.
- Byłam już na tylu przesłuchaniach, że w końcu musiałam to zrobić - odpowiedziała najwyraźniej z siebie dumna.
Natomiast Henry nie wyglądał na szczęśliwego. Jego nos na sto procent był złamany.
- I tak... wam ... nic nie... powiem - wydukał próbując zahamować krwawienie.
Chyba teraz moja kolej. Podniosłam go z ziemi trzymając za koszulę i wymierzyłam porządnego kopniaka w brzuch.
Chyba każdy chciał go dzisiaj znokautować. Za to, że zabił Roberta i pomagał w spisku przeciwko mieszkańcom krainy. I mimo iż było to bardzo brutalne to raczej nie żałowałam tego co robię.
Henry padł na podłogę i złapał się za brzuch.
- No...bła ...gam... wystarczy... to Balrog - wydyszał zanim zemdlał, a ja poczułam, że naprawdę nie jest z nami dobrze.
###################################################################################
Mój palec wyzdrowiał, a ja pokonałam lenia. Rozdział dwudziesty ósmy gotowy do oceny ;)